środa, 10 września 2014

I jest już prawie gotowe

Prawie gotowe, bo zajęło mi trochę więcej czasu niż planowałam. Już jest przygotowane, ubrane we wstępną przymiarkę "dekoracji". No dobrze, po ludzku mówiąc: nieporadnie trochę wycięłam ten motyw na przygotowane wcześniej pudełko. Ma ono pecha. Nie dość, że z przygodami pomalowałam je ok. dwóch lat temu, to jeszcze teraz obrazek mi się pomarszczył bo użyłam zbyt twardego pędzla przy naklejaniu czajniczka. Jeszcze pozostało mi dokończyć boki pudełka i całość jeszcze raz pokryć lakierem. Póki co, pokazuję efekty mojej niezdarnej pracy ze spękaniami. Tylko mnie nie pocieszajcie, ja wiem, że nie ma się tu czym chwalić, ale to są "pierwsze koty za płoty".



czwartek, 4 września 2014

Podjęte decyzje i forma ich konsekwentnej realizacji

Witajcie.
Nie odzywałam się przez dwa tygodnie. Ale to nie była kolejna forma zaniku zapału twórczego. Trafiła mi się nagła okazja wyjazdu w moje ukochane góry. Kocham wszystkie góry, ale Tatry najbardziej. Warto było pojechać i odświeżyć wspomnienia. Dawno mnie tam nie było.
Gwoli wspomnienie tego pokazuję kilka zdjęć doliny, którą kiedyś odwiedzę osobiście. Po raz kolejny zakochałam się w niej. To Dolina Kacza.



 Kolejne zdjęcia zamieszczę wieczorem, po obróbce, nie w moim wykonaniu tylko Janka - bliskiego znajomego.






A teraz do rzeczy, a właściwie dwóch, związanych z tym wpisem i tematem bloga w ogóle. Przez najbliższy czas miałam wystarczająco dużo możliwości, żeby zdecydować się, którą formę moich zainteresowań "wziąć na warsztat" jako pierwszą. I zdecydowałam. Wybrałam DWIE.
Jedna to dokończenie pudełka, które zaczęłam "tworzyć" na początku 2013 roku. Chodziło o decoupage z efektem spękań. Jest "popękane", ale trzeba dodać serwetkowe wykończenie.
Drugie wyzwanie jest poważniejsze i będzie trwało dłużej. Nie z powodu zaników zapału twórczego, ale z powodu...
Sprawa wygląda tak. Czternaście lat temu, nie miałam jeszcze pojęcia o istnieniu blogów, przebywałam za granicą i postanowiłam zrobić sobie sweter a potem jeszcze zrobić okrągłą serwetę, tak w ramach relaksu. Problem polegał na tym, że dostępne pomoce, tzn schematy, były w języku angielskim i hiszpańskim. Ponieważ hiszpańskiego kompletnie nie rozumiem, musiałam się zmierzyć z angielskimi określeniami typu "narzucić, dobrać, słupek, słupek podwójnie nawijany i inne. Jakoś to zmogłam. Serwetka powstała, problem pojawił się jeden, trochę już za późno. Ponieważ serwetka jest okrągła, powstawała w formie spirali więc jedno niechcący dodane oczko przy kolejnym obrocie powiększyło już szybciej nadmiar serwetki, kolejny "obrót" - jeszcze większy przyrost.Tak w formie mniej więcej ciągu geometrycznego nadmiar serwetki powiększał się. Zaczęło to być widoczne w momencie, kiedy nie chciało mi się pruć tego i jeszcze raz rozgryzać angielskich określeń do schematu. Tym bardziej, że ja tam też pracowałam i nie cierpiałam na nadmiar czasu.
Teraz, kiedy o tym myślę to dojrzewałam do decyzji, aż dojrzałam. Trzeba tą serwetkę na serio poprawić. Spruć, ponownie rozgryźć te angielskie opisy oczek do schematu i zrobić prawie od zera jeszcze raz.
I to jet to poważniejsze wyzwanie, które zamierzam podjąć i wykonać. Zresztą na Facebooku w każdy czwartek spotykają się amatorki dziergania i to będzie dodatkowa mobilizacja. Dzisiaj jest czwartek... Zobaczymy...

czwartek, 21 sierpnia 2014

Powrót z pierwszej cząści podróży po krainie marzeń

Znowu powrót z podróży po blogach. 

Znowu mieszanka w głowie "co chcę TERAZ zrobić". Wiem, że wiele z tych rzeczy umiem robić, znam techniki które znam od dziecka, np. druty, szydełko, haft (krzyżyki i taki "prosty"). Są też takie, których nauczyłam się kilka lat temu, decoupage, biżuteria. Efekty są lepsze i gorsze. Niektóre "pod pasowały" mi bardziej, inne mniej. Nijak nie jestem w stanie zrozumieć scrapbookingu. Nawet już nie próbuję zrozumieć. No cóż nie można umieć i robić wszystkiego (patrz przysłowie o tych wronach i ich ogonach). Jest jeszcze jedno, bardzo szybko zapalam się do czegoś i bardzo szybko ten słomiany zapał gaśnie. Pamiętam czas, kiedy podczas studiów robiłam jeden sweter na tydzień. Były mojego pomysłu. Chodziłam w nich, podobały się moim znajomym a jeden wywoływał wręcz zachwyt mojej pani profesor studiach (szczerze ogłaszany w pokoju wykładowców). Ostatnie takie wyskoki umiejętności miałam jeszcze podczas dłuższego pobytu poza krajem, gdzie dla relaksu po powrocie z pracy  robiłam sweter i serwetę, jednocześnie. A teraz? Wiem, że jestem w stanie nauczyć się wielu rzeczy. Tak bywało często, niech przykładem będzie to przykład ekonomistki, która w ciągu dwóch tygodni nauczył/a się pracy w zawodzie geodety, nauczyła się pracy wykładowcy obsługi komputerów. Jest tylko jeden warunek:  MUSZĘ MUSIEĆ I MUSI MI SIĘ CHCIEĆ. Dosyć tej megalomanii bo nie po to tu się pojawiam (i podobno nie po to, żeby się wstydzić). Mam chyba zaniżone poczucie własnej wartości. Ale teraz kończę tęż z krygowaniem się.

Jakiś tydzień czy dwa temu pojawiłam się w domu kultury, trzy kroki ode mnie (nawet nie wiedziałam, że taki tam jest). Zaczęłam się pojawiać na nowych zajęciach związanych z pracą w koralikach. Pod koniec zajęć robiłyśmy fotki swoich dokonań. Mojego dokonania chyba tam nawet nie widać. Ale jest. słowo. Pech chciał, że to były ostatnie zajęcia przed urlopem instruktorki. Następne będą dopiero na początku września. Mam nadzieję, że nie przejdzie mi zapał do koralików. W międzyczasie, po powrocie do domu (jutro) zacznę robić... tylko MUSZĘ wymyślić co.... Mam dużo kordonka, dużo serwetek do decoupage wraz z jednym modelem do oklejenia serwetkami, trochę wełny, trochę koralików do "wyplatania" nowej twórczości, trochę 'koralików do robienia biżuterii. Do jutra a właściwie jeszcze dzisiaj wymyślę wersję na co mam ochotę i co MUSZĘ zrobić.

Uff, teraz wracam na wasze blogi pozazdrościć Wam i pozachwycać się taką fajną twórczością.....

środa, 20 sierpnia 2014

Witam (w środku nocy)

Pochodziłam sobie po Waszych blogach. Tyle na nich cudeniek, aż nie wiadomo co tu komentować. Właśnie za dwie minuty będzie północ. Więc teraz idę spać, a jutro pojawię się tu na długo, bo mam dużo wolnego czasu.

Pa, pa...

piątek, 28 marca 2014

No i obciach pierwsza klasa. Ale tym razem jak najbardziej uzasadniony. Jakis czas temu pisałam o złych wieściach, o których nawet bałam się pomyśleć. Niestety okazały się prawdą. Mój partner ma raka. Uwierzcie mi, że w tej sytuacji, najważniejsze okazały się wizyty i odwiedziny w szpitalu, wizyty również moje, u psychologa. Naprawdę pisanie czegokolwiek na blogu nie było dla mnie najważniejszą sprawą.
Teraz, kiedy już się trochę oswoiłam z sytuacją, nie mam na nią zbyt wielkiego wpływu, poza wsparciem oczywiście,

Postanowiłam pochwalić się prezentem wygranym w candy u Danusi. Dotarł do mnie już dawno, ale teraz dopiero miałam siłę o nim napisać. Jest zrobiony "na życzenie". Cudo, same popatrzcie.



Ja tak bardzo lubię decoupage, ale do popełnienia takiego cuda to mi jeszcze daleko. baardzo ale to bardzo dziekuję Ci Danusiu za takie pyszne cukierasy. Pycha!!!