Chcecie wierzcie, czy nie wierzcie ale to co tu widzicie to będzie czarny kot. Serio!!! Początek już jest...
Mój zakątek, moje pasje
wtorek, 12 stycznia 2016
piątek, 8 stycznia 2016
Nowy czas, nowy okres w tym samym blogu, w tym samym życiu...
Za mną rok 2015. To był strasznie niedobry i ponury rok. Zafundował mi choroby i pogrzeby dwóch bliskich mi osób. Poza tym jeszcze moją chorobę. Nic więc dziwnego, że nie miałam siły i nastroju do relaksu i kreatywnego wypoczynku. Starałam się, ale bez efektów.
Ale teraz zaczął się Nowy Rok. Zaczynam go bez żadnych obciążeń.Nic nie zmienię w przeszłości. Wyciągnęłam wnioski.Odkreśliłam grubą kreską wszystko to co było. I poczekałam do dzisiejszej daty, bo to MOJE URODZINY.
Z okazji urodzin postanowiłam sobie zrobić prezent - dałam sobie zezwolenie na pozwiedzanie Waszych blogów, pooglądanie, poczytanie i po komentowanie wpisów.
Ale teraz zaczął się Nowy Rok. Zaczynam go bez żadnych obciążeń.Nic nie zmienię w przeszłości. Wyciągnęłam wnioski.Odkreśliłam grubą kreską wszystko to co było. I poczekałam do dzisiejszej daty, bo to MOJE URODZINY.
Z okazji urodzin postanowiłam sobie zrobić prezent - dałam sobie zezwolenie na pozwiedzanie Waszych blogów, pooglądanie, poczytanie i po komentowanie wpisów.
piątek, 9 stycznia 2015
No więc... I co tu napisać? ostatni post napisałam na początku września. Odgrażałam się, że zrobię Bóg wie co... a tu... ja w szpitalu, mój partner w szpitalu, ja znowu w szpitalu.... od września te pobyty w szpitalu, na zmianę moje i jego tak się skumulowały, że ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę był relaks. Ale jednak... chyba mi się trochę tego relaksu zachciało, zaczęłam tak nieśmiało podglądać co tutaj piszecie ale nie miałam odwagi ani komentować Waszych wpisów ani napisać czegokolwiek. A teraz, kiedy w przystępie desperacji poprosiłam mojego "bieżącego", żeby wyszlifował mi to nieszczęsne, nieporadnie ozdobione czajniczkiem pudełko... mam nadzieję... NIE NIC NIE BĘDĘ PISAĆ, nie chcę gadać po próżnicy...
środa, 10 września 2014
I jest już prawie gotowe
Prawie gotowe, bo zajęło mi trochę więcej czasu niż planowałam. Już jest przygotowane, ubrane we wstępną przymiarkę "dekoracji". No dobrze, po ludzku mówiąc: nieporadnie trochę wycięłam ten motyw na przygotowane wcześniej pudełko. Ma ono pecha. Nie dość, że z przygodami pomalowałam je ok. dwóch lat temu, to jeszcze teraz obrazek mi się pomarszczył bo użyłam zbyt twardego pędzla przy naklejaniu czajniczka. Jeszcze pozostało mi dokończyć boki pudełka i całość jeszcze raz pokryć lakierem. Póki co, pokazuję efekty mojej niezdarnej pracy ze spękaniami. Tylko mnie nie pocieszajcie, ja wiem, że nie ma się tu czym chwalić, ale to są "pierwsze koty za płoty".
czwartek, 4 września 2014
Podjęte decyzje i forma ich konsekwentnej realizacji
Witajcie.
Nie odzywałam się przez dwa tygodnie. Ale to nie była kolejna forma zaniku zapału twórczego. Trafiła mi się nagła okazja wyjazdu w moje ukochane góry. Kocham wszystkie góry, ale Tatry najbardziej. Warto było pojechać i odświeżyć wspomnienia. Dawno mnie tam nie było.
Gwoli wspomnienie tego pokazuję kilka zdjęć doliny, którą kiedyś odwiedzę osobiście. Po raz kolejny zakochałam się w niej. To Dolina Kacza.
Kolejne zdjęcia zamieszczę wieczorem, po obróbce, nie w moim wykonaniu tylko Janka - bliskiego znajomego.
A teraz do rzeczy, a właściwie dwóch, związanych z tym wpisem i tematem bloga w ogóle. Przez najbliższy czas miałam wystarczająco dużo możliwości, żeby zdecydować się, którą formę moich zainteresowań "wziąć na warsztat" jako pierwszą. I zdecydowałam. Wybrałam DWIE.
Jedna to dokończenie pudełka, które zaczęłam "tworzyć" na początku 2013 roku. Chodziło o decoupage z efektem spękań. Jest "popękane", ale trzeba dodać serwetkowe wykończenie.
Drugie wyzwanie jest poważniejsze i będzie trwało dłużej. Nie z powodu zaników zapału twórczego, ale z powodu...
Sprawa wygląda tak. Czternaście lat temu, nie miałam jeszcze pojęcia o istnieniu blogów, przebywałam za granicą i postanowiłam zrobić sobie sweter a potem jeszcze zrobić okrągłą serwetę, tak w ramach relaksu. Problem polegał na tym, że dostępne pomoce, tzn schematy, były w języku angielskim i hiszpańskim. Ponieważ hiszpańskiego kompletnie nie rozumiem, musiałam się zmierzyć z angielskimi określeniami typu "narzucić, dobrać, słupek, słupek podwójnie nawijany i inne. Jakoś to zmogłam. Serwetka powstała, problem pojawił się jeden, trochę już za późno. Ponieważ serwetka jest okrągła, powstawała w formie spirali więc jedno niechcący dodane oczko przy kolejnym obrocie powiększyło już szybciej nadmiar serwetki, kolejny "obrót" - jeszcze większy przyrost.Tak w formie mniej więcej ciągu geometrycznego nadmiar serwetki powiększał się. Zaczęło to być widoczne w momencie, kiedy nie chciało mi się pruć tego i jeszcze raz rozgryzać angielskich określeń do schematu. Tym bardziej, że ja tam też pracowałam i nie cierpiałam na nadmiar czasu.
Teraz, kiedy o tym myślę to dojrzewałam do decyzji, aż dojrzałam. Trzeba tą serwetkę na serio poprawić. Spruć, ponownie rozgryźć te angielskie opisy oczek do schematu i zrobić prawie od zera jeszcze raz.
I to jet to poważniejsze wyzwanie, które zamierzam podjąć i wykonać. Zresztą na Facebooku w każdy czwartek spotykają się amatorki dziergania i to będzie dodatkowa mobilizacja. Dzisiaj jest czwartek... Zobaczymy...
Nie odzywałam się przez dwa tygodnie. Ale to nie była kolejna forma zaniku zapału twórczego. Trafiła mi się nagła okazja wyjazdu w moje ukochane góry. Kocham wszystkie góry, ale Tatry najbardziej. Warto było pojechać i odświeżyć wspomnienia. Dawno mnie tam nie było.
Gwoli wspomnienie tego pokazuję kilka zdjęć doliny, którą kiedyś odwiedzę osobiście. Po raz kolejny zakochałam się w niej. To Dolina Kacza.
Kolejne zdjęcia zamieszczę wieczorem, po obróbce, nie w moim wykonaniu tylko Janka - bliskiego znajomego.
A teraz do rzeczy, a właściwie dwóch, związanych z tym wpisem i tematem bloga w ogóle. Przez najbliższy czas miałam wystarczająco dużo możliwości, żeby zdecydować się, którą formę moich zainteresowań "wziąć na warsztat" jako pierwszą. I zdecydowałam. Wybrałam DWIE.
Jedna to dokończenie pudełka, które zaczęłam "tworzyć" na początku 2013 roku. Chodziło o decoupage z efektem spękań. Jest "popękane", ale trzeba dodać serwetkowe wykończenie.
Drugie wyzwanie jest poważniejsze i będzie trwało dłużej. Nie z powodu zaników zapału twórczego, ale z powodu...
Sprawa wygląda tak. Czternaście lat temu, nie miałam jeszcze pojęcia o istnieniu blogów, przebywałam za granicą i postanowiłam zrobić sobie sweter a potem jeszcze zrobić okrągłą serwetę, tak w ramach relaksu. Problem polegał na tym, że dostępne pomoce, tzn schematy, były w języku angielskim i hiszpańskim. Ponieważ hiszpańskiego kompletnie nie rozumiem, musiałam się zmierzyć z angielskimi określeniami typu "narzucić, dobrać, słupek, słupek podwójnie nawijany i inne. Jakoś to zmogłam. Serwetka powstała, problem pojawił się jeden, trochę już za późno. Ponieważ serwetka jest okrągła, powstawała w formie spirali więc jedno niechcący dodane oczko przy kolejnym obrocie powiększyło już szybciej nadmiar serwetki, kolejny "obrót" - jeszcze większy przyrost.Tak w formie mniej więcej ciągu geometrycznego nadmiar serwetki powiększał się. Zaczęło to być widoczne w momencie, kiedy nie chciało mi się pruć tego i jeszcze raz rozgryzać angielskich określeń do schematu. Tym bardziej, że ja tam też pracowałam i nie cierpiałam na nadmiar czasu.
Teraz, kiedy o tym myślę to dojrzewałam do decyzji, aż dojrzałam. Trzeba tą serwetkę na serio poprawić. Spruć, ponownie rozgryźć te angielskie opisy oczek do schematu i zrobić prawie od zera jeszcze raz.
I to jet to poważniejsze wyzwanie, które zamierzam podjąć i wykonać. Zresztą na Facebooku w każdy czwartek spotykają się amatorki dziergania i to będzie dodatkowa mobilizacja. Dzisiaj jest czwartek... Zobaczymy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)